Procesory niskonapięciowe stosowane w ultrabookach i tabletach mają wiele zalet. Przede wszystkim są lżejsze i potrzebują mniej miejsca niż te o typowym napięciu. Zużywają znacznie mniej energii i tym samym wytwarzają znacznie mniej ciepła. W przypadku procesorów Intel Core serii Y pozwala to swobodnie korzystać z chłodzenia pasywnego. W laptopach z procesorami niskonapięciowymi Intel Core U wentylatory uruchamiają się jedynie na krótko podczas bardzo dużego przeciążenia. Tym samym laptopy z procesorami niskonapięciowymi okazują się cichsze od swoich poprzedników. Niskie zużycie energii pozwala też znacznie wydłużyć czas pracy na baterii (więcej: http://www.toshiba-laptopy.pl/laptop-kontra-ultrabook/).
Wady procesorów niskonapięciowych
A jednak wielu użytkowników z kręgów biznesu i grafików uważa, że w notebookach biznesowych seria U i Y są po prostu niewystarczające. Choć procesory te mają często bardzo wysokie bazowe taktowanie i dla mniej zaznajomionego z realiami kupującego mogą wydawać się nawet mocniejsze od poprzednich generacji procesorów o normalnym napięciu, to nie wytrzymują porównania w rzeczywistym użytkowaniu. Przede wszystkim znacznie słabiej radzą sobie z wieloma czynnościami jednocześnie, nie wytrzymują też długotrwałego wysiłku. Szybkość ich taktowania zostaje bardzo obniżona pod obciążeniem.
Czy można wciąż stosować procesory serii M?
Bardzo trudno istotnie obniżyć wagę i zmniejszyć grubość obudowy, nie przechodząc na procesor niskonapięciowy. Podjąła się tego Toshiba w modelu Portege R30. Ten bardzo lekki i cienki notebook korzysta z bardziej tradycyjnego procesora Intel Core i7 m. Ma dzięki temu dużą wydajność, a dzięki mocnej baterii zachowuje też więcej niż zadowalającą mobilność. 10 godzin pracy poza biurem, na procesorze o normalnym napięciu to bardzo dużo. Pewnym mankamentem modelu jest słaba obudowa, w której upchnięto odrobinę zbyt dużo. Bez wątpienia jednak wielu użytkowników wolałoby poprawić obudowę w Toshiba Portege R30 niż czekać aż procesory niskonapięciowe dogonią serię M.